Looking For Anything Specific?

Header Ads

Witaj zdrowy romansie, czyli Anna Bellon i Requiem


Na pierwszym roku studiów chłopak poznaje dziewczynę i wpadają sobie w oko. Tak zaczyna się wiele historii miłosnych czy to w prawdziwym życiu, czy to w książkach, jak choćby w "Requiem", najnowszej książce Anny Bellon.
Alek jest towarzyski i zdecydowanie pali za dużo. Łucja jest skryta i ma bogatą playlistę. Oboje nie czują się dobrze, gdy muszą opowiadać o swoich prywatnych sprawach i przeszłości, jednak ciężko zaangażować się w związek z drugą osobą mając tajemnice, zwłaszcza takie, które wpływają na teraźniejszość.


Usiądźcie i oddychajcie głęboko, bo zaraz przeczytacie coś szokującego. Gotowi? W "Requiem" nie ma ani krzty fantasy. To romans młodzieżowy, czyli taki mistyczny twór, który zazwyczaj tutaj nie trafia albo trafia, gdy szlag mnie trafia po przeczytaniu, bo przypadkiem dałam się nabrać na tytuł (śmiejcie się, ale naprawdę wierzyłam, że fabuła "Papierowej księżniczki" będzie choć odrobinę powiązana z tytułem). Tym razem jednak była w pełni świadoma tego, co czynię i nie mam zamiaru wylewać wiadra pomyj. Dziwne, prawda? Powód jest bardzo prosty i aż mi głupio, że w XXI wieku muszę uznawać go za ogromną zaletę romansu. "Requiem" nie opowiada historii patologicznego związku, który utwierdzałby kogokolwiek w tym, że toksyczne związki są ucieleśnieniem kobiecych pragnień (Anno Bellon, przywracasz mi wiarę w ludzkość i w autorki romansów!). Wręcz przeciwnie! Pokazuje, że dwójka skrzywdzonych ludzi potrafi w partnerze znaleźć ukojenie, wsparcie i nadzieję na lepszą przyszłość. Tak właśnie powinny wyglądać związki - powinny nas ulepszać, a nie być głównym źródłem wszelkiego zła.

Osobiście uważam, że bohaterom w pojedynkę niczego nie brakowało. Alek jest typowym chłopakiem z sąsiedztwa, więc z łatwością można go polubić. Trochę brakuje mi w książkach tego typu postaci - takich dobrych z natury i niespecjalnie skomplikowanych. Nie zrozumcie mnie źle, zazwyczaj tracę głowę dla mrocznych psychopatów, którzy rzucają dwa zdania na krzyż, ale umówmy się, że takich na ulicach się nie spotyka, bo pewnie już siedzą w więzieniach za morderstwo. Dlatego stosunkowo łatwy w obyciu i miły chłopak jest dość odświeżający, a przy okazji bardziej realny.

Z kolei Łucja... z nią mam problem. Z jednej strony, gdy czytałam o jej relacjach z rodzicami i znajomymi z poprzedniej szkoły, byłam nią oczarowana i naprawdę ją polubiłam, ale gdy jej głowę zaprzątał Alek, miałam ochotę ją trzepnąć, by zostawiła tego biednego straumatyzowanego chłopaka w spokoju, bo nie dość, że momentami była jak hiszpańska inkwizycja, która co chwilę o wszystko wypytuje i kręci dramę, to w dodatku ZASNĘŁA NA AVENGERSACH! Cios w samo serce! A tak całkiem poważnie, to na jej obronę powiem, że przynajmniej przyznała, że oglądała je już kilkukrotnie, więc niby ją to w jakiś sposób usprawiedliwia (nie przede mną, ale może przed kimś, kto jest normalniejszy ode mnie). Niestety wciąż nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego dziewczyna ma pretensje, że chłopak nie otwiera się przed nią jak drzwi automatyczne, podczas gdy sama momentami go zbywa lub okłamuje (jakoś drama w drugą stronę nie działa). Czy mi to przeszkadzało? Tak. Czy to jest normalne zachowanie u ludzi? Niestety tu też odpowiedź jest twierdząca.

Dla jednych będzie to zaleta. Dla innych wada. Niemniej nie da się ukryć, że zarówno bohaterowie, jak i ich historie są bardzo ludzkie i realne. Zachowują się jak my i oglądają to, co my (kocham wszystkie nawiązania do Marvela!). Mają wady i mają zalety. Co najważniejsze, bohaterowie rzeczywiście ze sobą rozmawiają, a nie trwają w błędnym kole niedopowiedzeń. Za to zawsze należy się plus! Niestety momentami ich człowieczeństwo było dla mnie przytłaczające, a raczej widziałam go zbyt wiele. Sceny z codziennego życia, w którym niewiele się działo (np. zaliczanie kolosów, czy branie prysznica) niespecjalnie mnie interesowały. Chyba z nich wyrosłam. Wolałam pełne napięcia retrospekcje, w których czuło się, że za moment wydarzy się coś paskudnego. Lubię paskudne rzeczy, cóż poradzę? Jeśli Wy także, to retrospekcjami będziecie zachwyceni. Aż żałuję, że nie było ich więcej!

Mogę śmiało napisać, że potrzebujemy na rynku wydawniczym więcej romansów podobnych "Requiem" Anny Bellon. Niezbyt skomplikowanych, ale też nie prostych, bo pokazujących, że każdy człowiek ma swoją historię i nosi w sercu blizny. Zdrowych romansów opartych na zdrowych relacjach (bo najwyraźniej się da takie napisać!). Odrobinę zabawnych i lekkich, by były przyjemne w odbiorze oraz posiadających tajemnicę, które moglibyśmy stopniowo odkrywać.

Ps. Przy okazji należy pochwalić okładkę (bo okładka ważna rzecz i wydawcy powinni o tym pamiętać! Będę ich z tego rozliczać! Serio!), bo jest niesamowita i dokładnie w taki sposób wyobrażałam sobie bohaterów! Poważnie, jak często się to zdarza?!
Ps2. Zdarza Wam się czytać romanse młodzieżowe? Jeśli tak to, co lubicie w nich najbardziej?

Prześlij komentarz

0 Komentarze