Victoria Gische zadebiutowała w 2012 roku wraz z "Lucyfer. Moja historia", który ukazał się pod postacią ebooka. Kolejna powieść, "Kochaną królewskiego rzeźbiarza" sprawiła, że zadebiutował ponownie, tym razem na rynku książek papierowych. Obecnie autorka ma na koncie cztery powieści, a dorobek wciąż się powiększa. Na szczęście wciąż jeszcze pamięta o swoich początkach i zgodziła się podzielić z Wami historią swojego debiutu. Mam nadzieję, że jej historia i rady okażą się dla Was przydatne.
„Lucyfer. Moja historia” był pierwszą powieścią, którą oddała Pani w ręce czytelników. Dlaczego zdecydowała się pani na wydanie książki w formie ebooka?
Pomysł na "Lucyfera" zrodził się, można by rzec, spontanicznie, w momencie kiedy pracowałam nad inną książką, czyli "Kochaną królewskiego rzeźbiarza". Sama idea wpasowania postaci Lucyfera do wydarzeń historycznych, tak aby jego obecność tam nie była wymuszona, a wręcz prawdopodobna, była taka niesamowita dla mnie jako autora, że kiedy już historia była ukończona, to chciałam, żeby jak najszybciej ujrzała światło dzienne.
Poza tym w tamtym okresie, a był rok 2012, rynek ebooków zaczął się rozrastać, zdobywając coraz szersze grono fanów, którzy powieści z czytników przedkładali, z różnych powodów, nad książkę papierową. Były jeszcze koszty związane z wydaniem. Przy wypuszczenia ebooka znacznie mniejsze, niż przy publikacji książki tradycyjnej, a że zależało mi na czasie i nie chciałam rozsyłać "maszynopisu" do wydawców, a co za tym idzie czekać kilka miesięcy na odpowiedź, zdecydowałam się pokryć je z własnej kieszeni i wydać Lucyfera jako ebooka.
Patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że raczej nie skusiłabym się ponownie na taki krok. Choćby z tego względu, że sama będąc zapalonym Czytelnikiem, mającym sporą bibliotekę, z doświadczenia wiem, że nie ma nic lepszego, niż książka papierowa. Nie ma to jak wejść do księgarni. Zachwycić się zapachem, jaki tak panuje. Mnogością pozycji, stojących na półkach. Możliwością buszowania wśród nich i czytania opisów na okładkach. Ta chwila, kiedy trzyma się w koszyku zbyt dużą ilość egzemplarzy i z bólem serca niektóre trzeba odłożyć z powrotem jest bezcenna.
A potem chwila dla mnie. Ja, kawa i książka. Najpierw oglądam ją dokładnie, dyskretnie podglądam ostatnie strony. Wącham i dopiero po tej krótkiej celebracji zaczynam czytać. Ebook nigdy nie dostarczy mi takich wrażeń.
Rozumiem, że po części z tego powodu z czasem postanowiła Pani wydać "Lucyfer. Moja historia" w formie papierowej. Sama po przeczytaniu ebooka nie mogłam się doczekać, by w fizycznej formie dołączył do mojej biblioteczki. Niestety mimo upływu lat wciąż jest to niemożliwe. Dlaczego?
To dobre pytanie, na które sama nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Po tym jak Lucyfer ukazał się w formie ebooka, w księgarniach pojawiła się najpierw powieść "Kochanka królewskiego rzeźbiarza", a później "Tajemnice królów". Obie te pozycje wydała Bellona, która nie zdecydowała się na Lucyfera ze względu na profil wydawniczy, w kanonach którego opowieść o Lucyferze się nie mieściła.
Był moment, w którym prowadziłam rozmowy z jednym ze znanych wydawnictw, które niestety zaproponowało mi współfinansowanie. Zastanawiałam się nad tym, ale w końcu zarzuciłam ten pomysł. W międzyczasie nawiązałam współpracę z Książnicą, z którą podpisałam umowę na "Brzydką królową". Prace nad książką o żonie Kazimierza Jagiellończyka pochłonęły mnie dość mocno. Ponieważ "Brzydka królowa" sprzedała się dobrze i dość szybko doczekała się dodruku, zaproponowałam wydawnictwu powieść o Lucyferze, ale podobnie jak w Bellonie nie wpisuje się on w kanon wydawniczy.
Po drodze Lucyfer był rozesłany do kilku wydawnictw jako propozycja wydawnicza, ale niestety nikt nie podjął się jego publikacji, co trochę mnie dziwi, ponieważ ebook został dobrze przyjęty. Opowieść, zamysł książki, również. Pisali do mnie Czytelnicy, dopytujący o wersję papierową i kontynuację, ponadto sama postać Lucyfera zawsze budziła zainteresowanie, więc jest to dla mnie zaskakujące. Chyba, że chodzi o sposób pokazania Lucyfera oraz spraw kościelnych, w dużej mierze w sposób negatywny. Oczywiście, jest to tylko moje gdybanie.
Nie zarzucam sprawy Lucyfera, ale zdecydowała, że w wolnej chwili książka zostanie przeredagowana. W nowej wersji będę chciała skupić się bardziej na Lucyferze i jego poszukiwaniach utraconej miłości. Co z tego wyniknie, to czas pokaże.
Łącznie z Lucyferem od 2012 do 2017 roku do rąk czytelników trafiły cztery książki pani autorstwa. To nie lada osiągnięcie dla debiutanta. Jak pani wspomina swoje pierwsze kroki jako publikująca pisarka?
Długo zastanawiałam się nad odpowiedzią na to pytanie. Próbowałam sobie przypomnieć, czy były jakieś momenty, które zostawiły jakiś szczególny niesmak we wspomnieniach i muszę przyznać, że chyba miałam szczęście. Oczywiście, to nie tak, że wszystko było usłane różami, ale mogę odczytywać za duży sukces, że wszystkie moje książki papierowe, zostały wydane przez znane wydawnictwa, będące na rynku od wielu lat. Mam pewne zastrzeżenia, ale kiedy słyszy się o problemach z jakimi borykają się inni autorzy, ja mogę powiedzieć, że szczęście mi dopisało. Szczególnie ciepło wspominam i chwalę sobie dotychczasową współpracę z Książnicą.
Dużo dobrego mogę także powiedzieć o Wydawnictwie Kobiecym, z którym dopinam na ostatni guzik prace nad powieścią, która ma się ukazać w księgarniach na jesieni.
Wydawnictwo Kobiece w przeciwieństwie do poprzednich wydawnictw, w których pani publikowała, nie specjalizuje się w powieściach historycznych. Czy to znaczy, że „Czas wojny, czas miłości” będzie się znacząco różnić od poprzednich?
Faktycznie, Wydawnictwo Kobiece do tej pory nie kojarzyło się z książkami historycznymi, więc kiedy niedługo po wysłaniu do niego propozycji powieści otrzymałam od Wydawnictwa informację, że są zainteresowani i chętnie podpiszą umowę, bardzo się ucieszyłam. Najwyraźniej jest coś w powieści o losach Leny von Goch, ponieważ w tym samym czasie otrzymałam jeszcze dwie inne propozycje, ale wybrałam Wydawnictwo Kobiece.
Pyta Pani, czy książka będzie się znacząco różnić od poprzednich powieści? Myślę, że nie, chociaż z pewnością jest bardziej ukierunkowana na wątek romantyczny, ale to nadal powieść mocno osadzona w ówczesnych (początek XX wieku) wydarzeniach społecznych, politycznych i historycznych.
Życie bohaterów fikcyjnych jest niekiedy mocno związane z życiem postaci historycznych, jak chociażby postać Roana O'Neill, który jest wnukiem Lady Gregory, będącej jedną z założycielek Sinn Fein.
To historia o miłości, tęsknocie, oczekiwaniu, rozczarowaniach i stracie. Akcja zaczyna się na początku XX wieku, a kończy po kilku dekadach, w połowie lat 40-stych ubiegłego stulecia. Przez ten czas Czytelnik pozna nie tylko losy głównej bohaterki Leny, ale także jej młodszej siostry Nory, przyjaciela Svena czy Tristana (postać fikcyjna), który jest w mojej powieści synem archeologa Ludwiga Borchardt'a, odkrywcy popiersia Nefretete.
To powieść, którą trudno jednoznacznie zakwalifikować. Łączy w sobie wątki historyczne i romans. Można by ją było nazwać romansem historycznym, ale nie do końca, ponieważ nie jest ona typowym przykładem tego gatunku. Myślę, że ze względu na swoją uniwersalność, może spodobać, że szerokiemu gronu Czytelników.
Myślę, że każdy pisarz przed debiutem ma własną wizję tego, jak zmieni się jego życie po wydaniu pierwszej książki. Czy pani wyobrażenia pokryły się z rzeczywistością?
Mogę Panią nieco rozczarować, ale nie miałam jakiś wielkich wyobrażeń o zmianie mojego dotychczasowego życia. Nadal pracuję zawodowo i niestety praca moja w żaden sposób nie jest związana ze słowem pisanym, a szkoda. Chętnie wykorzystałabym swoje lekkie pióro nie tylko przy pisaniu powieści, ale jakoś się nie złożyło.
Po pracy najczęściej wyszukuje materiały do kolejnych powieści. Robię research na każdym polu, żeby w sposób przekonujący opisać ówczesne realia zgodnie z historyczną prawdą.
Nie jestem osobą, która lubi być na przysłowiowym świeczniku, nie mam parcia na szkło. Lubię swoje domowe pielesze. Spokój, ciszę. Obecność bliskich i mojego kotka, który drzemie sobie w pobliżu, kiedy piszę albo czytam. A czytam duuużo :) Różne książki. Naukowe, popularnonaukowe, historyczne, przygodowe, fantasy i romanse.
I z tą ciszą, spokojem, możliwością pisania i dzielenia się swoimi powieściami z Czytelnikami jest mi dobrze. I tak sobie wyobrażam życie jako pisarza. Ja piszę, Czytelnicy czytają.
I na koniec: Jakich rad udzieliłaby pani debiutującym pisarzom?
Należy wierzyć w to, co się napisało i w wysyłać propozycję do wydawnictw, które mają swoją renomę, tradycję i, które nie wydają powieści za pieniądze albo ze współfinansowaniem. Jak tekst jest dobry, to znajdzie się wydawnictwo, które je opublikuje, nie żądając pokrycia kosztów. Czasami lepiej poczekać, niż potem żałować nie tylko straconego czasu, ale i straconych pieniędzy.
„Lucyfer. Moja historia” był pierwszą powieścią, którą oddała Pani w ręce czytelników. Dlaczego zdecydowała się pani na wydanie książki w formie ebooka?
Pomysł na "Lucyfera" zrodził się, można by rzec, spontanicznie, w momencie kiedy pracowałam nad inną książką, czyli "Kochaną królewskiego rzeźbiarza". Sama idea wpasowania postaci Lucyfera do wydarzeń historycznych, tak aby jego obecność tam nie była wymuszona, a wręcz prawdopodobna, była taka niesamowita dla mnie jako autora, że kiedy już historia była ukończona, to chciałam, żeby jak najszybciej ujrzała światło dzienne.
Poza tym w tamtym okresie, a był rok 2012, rynek ebooków zaczął się rozrastać, zdobywając coraz szersze grono fanów, którzy powieści z czytników przedkładali, z różnych powodów, nad książkę papierową. Były jeszcze koszty związane z wydaniem. Przy wypuszczenia ebooka znacznie mniejsze, niż przy publikacji książki tradycyjnej, a że zależało mi na czasie i nie chciałam rozsyłać "maszynopisu" do wydawców, a co za tym idzie czekać kilka miesięcy na odpowiedź, zdecydowałam się pokryć je z własnej kieszeni i wydać Lucyfera jako ebooka.
Patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że raczej nie skusiłabym się ponownie na taki krok. Choćby z tego względu, że sama będąc zapalonym Czytelnikiem, mającym sporą bibliotekę, z doświadczenia wiem, że nie ma nic lepszego, niż książka papierowa. Nie ma to jak wejść do księgarni. Zachwycić się zapachem, jaki tak panuje. Mnogością pozycji, stojących na półkach. Możliwością buszowania wśród nich i czytania opisów na okładkach. Ta chwila, kiedy trzyma się w koszyku zbyt dużą ilość egzemplarzy i z bólem serca niektóre trzeba odłożyć z powrotem jest bezcenna.
A potem chwila dla mnie. Ja, kawa i książka. Najpierw oglądam ją dokładnie, dyskretnie podglądam ostatnie strony. Wącham i dopiero po tej krótkiej celebracji zaczynam czytać. Ebook nigdy nie dostarczy mi takich wrażeń.
Rozumiem, że po części z tego powodu z czasem postanowiła Pani wydać "Lucyfer. Moja historia" w formie papierowej. Sama po przeczytaniu ebooka nie mogłam się doczekać, by w fizycznej formie dołączył do mojej biblioteczki. Niestety mimo upływu lat wciąż jest to niemożliwe. Dlaczego?
To dobre pytanie, na które sama nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Po tym jak Lucyfer ukazał się w formie ebooka, w księgarniach pojawiła się najpierw powieść "Kochanka królewskiego rzeźbiarza", a później "Tajemnice królów". Obie te pozycje wydała Bellona, która nie zdecydowała się na Lucyfera ze względu na profil wydawniczy, w kanonach którego opowieść o Lucyferze się nie mieściła.
Był moment, w którym prowadziłam rozmowy z jednym ze znanych wydawnictw, które niestety zaproponowało mi współfinansowanie. Zastanawiałam się nad tym, ale w końcu zarzuciłam ten pomysł. W międzyczasie nawiązałam współpracę z Książnicą, z którą podpisałam umowę na "Brzydką królową". Prace nad książką o żonie Kazimierza Jagiellończyka pochłonęły mnie dość mocno. Ponieważ "Brzydka królowa" sprzedała się dobrze i dość szybko doczekała się dodruku, zaproponowałam wydawnictwu powieść o Lucyferze, ale podobnie jak w Bellonie nie wpisuje się on w kanon wydawniczy.
Po drodze Lucyfer był rozesłany do kilku wydawnictw jako propozycja wydawnicza, ale niestety nikt nie podjął się jego publikacji, co trochę mnie dziwi, ponieważ ebook został dobrze przyjęty. Opowieść, zamysł książki, również. Pisali do mnie Czytelnicy, dopytujący o wersję papierową i kontynuację, ponadto sama postać Lucyfera zawsze budziła zainteresowanie, więc jest to dla mnie zaskakujące. Chyba, że chodzi o sposób pokazania Lucyfera oraz spraw kościelnych, w dużej mierze w sposób negatywny. Oczywiście, jest to tylko moje gdybanie.
Nie zarzucam sprawy Lucyfera, ale zdecydowała, że w wolnej chwili książka zostanie przeredagowana. W nowej wersji będę chciała skupić się bardziej na Lucyferze i jego poszukiwaniach utraconej miłości. Co z tego wyniknie, to czas pokaże.
Łącznie z Lucyferem od 2012 do 2017 roku do rąk czytelników trafiły cztery książki pani autorstwa. To nie lada osiągnięcie dla debiutanta. Jak pani wspomina swoje pierwsze kroki jako publikująca pisarka?
Długo zastanawiałam się nad odpowiedzią na to pytanie. Próbowałam sobie przypomnieć, czy były jakieś momenty, które zostawiły jakiś szczególny niesmak we wspomnieniach i muszę przyznać, że chyba miałam szczęście. Oczywiście, to nie tak, że wszystko było usłane różami, ale mogę odczytywać za duży sukces, że wszystkie moje książki papierowe, zostały wydane przez znane wydawnictwa, będące na rynku od wielu lat. Mam pewne zastrzeżenia, ale kiedy słyszy się o problemach z jakimi borykają się inni autorzy, ja mogę powiedzieć, że szczęście mi dopisało. Szczególnie ciepło wspominam i chwalę sobie dotychczasową współpracę z Książnicą.
Dużo dobrego mogę także powiedzieć o Wydawnictwie Kobiecym, z którym dopinam na ostatni guzik prace nad powieścią, która ma się ukazać w księgarniach na jesieni.
Wydawnictwo Kobiece w przeciwieństwie do poprzednich wydawnictw, w których pani publikowała, nie specjalizuje się w powieściach historycznych. Czy to znaczy, że „Czas wojny, czas miłości” będzie się znacząco różnić od poprzednich?
Faktycznie, Wydawnictwo Kobiece do tej pory nie kojarzyło się z książkami historycznymi, więc kiedy niedługo po wysłaniu do niego propozycji powieści otrzymałam od Wydawnictwa informację, że są zainteresowani i chętnie podpiszą umowę, bardzo się ucieszyłam. Najwyraźniej jest coś w powieści o losach Leny von Goch, ponieważ w tym samym czasie otrzymałam jeszcze dwie inne propozycje, ale wybrałam Wydawnictwo Kobiece.
Pyta Pani, czy książka będzie się znacząco różnić od poprzednich powieści? Myślę, że nie, chociaż z pewnością jest bardziej ukierunkowana na wątek romantyczny, ale to nadal powieść mocno osadzona w ówczesnych (początek XX wieku) wydarzeniach społecznych, politycznych i historycznych.
Życie bohaterów fikcyjnych jest niekiedy mocno związane z życiem postaci historycznych, jak chociażby postać Roana O'Neill, który jest wnukiem Lady Gregory, będącej jedną z założycielek Sinn Fein.
To historia o miłości, tęsknocie, oczekiwaniu, rozczarowaniach i stracie. Akcja zaczyna się na początku XX wieku, a kończy po kilku dekadach, w połowie lat 40-stych ubiegłego stulecia. Przez ten czas Czytelnik pozna nie tylko losy głównej bohaterki Leny, ale także jej młodszej siostry Nory, przyjaciela Svena czy Tristana (postać fikcyjna), który jest w mojej powieści synem archeologa Ludwiga Borchardt'a, odkrywcy popiersia Nefretete.
To powieść, którą trudno jednoznacznie zakwalifikować. Łączy w sobie wątki historyczne i romans. Można by ją było nazwać romansem historycznym, ale nie do końca, ponieważ nie jest ona typowym przykładem tego gatunku. Myślę, że ze względu na swoją uniwersalność, może spodobać, że szerokiemu gronu Czytelników.
Myślę, że każdy pisarz przed debiutem ma własną wizję tego, jak zmieni się jego życie po wydaniu pierwszej książki. Czy pani wyobrażenia pokryły się z rzeczywistością?
Mogę Panią nieco rozczarować, ale nie miałam jakiś wielkich wyobrażeń o zmianie mojego dotychczasowego życia. Nadal pracuję zawodowo i niestety praca moja w żaden sposób nie jest związana ze słowem pisanym, a szkoda. Chętnie wykorzystałabym swoje lekkie pióro nie tylko przy pisaniu powieści, ale jakoś się nie złożyło.
Po pracy najczęściej wyszukuje materiały do kolejnych powieści. Robię research na każdym polu, żeby w sposób przekonujący opisać ówczesne realia zgodnie z historyczną prawdą.
Nie jestem osobą, która lubi być na przysłowiowym świeczniku, nie mam parcia na szkło. Lubię swoje domowe pielesze. Spokój, ciszę. Obecność bliskich i mojego kotka, który drzemie sobie w pobliżu, kiedy piszę albo czytam. A czytam duuużo :) Różne książki. Naukowe, popularnonaukowe, historyczne, przygodowe, fantasy i romanse.
I z tą ciszą, spokojem, możliwością pisania i dzielenia się swoimi powieściami z Czytelnikami jest mi dobrze. I tak sobie wyobrażam życie jako pisarza. Ja piszę, Czytelnicy czytają.
I na koniec: Jakich rad udzieliłaby pani debiutującym pisarzom?
Należy wierzyć w to, co się napisało i w wysyłać propozycję do wydawnictw, które mają swoją renomę, tradycję i, które nie wydają powieści za pieniądze albo ze współfinansowaniem. Jak tekst jest dobry, to znajdzie się wydawnictwo, które je opublikuje, nie żądając pokrycia kosztów. Czasami lepiej poczekać, niż potem żałować nie tylko straconego czasu, ale i straconych pieniędzy.
0 Komentarze