Looking For Anything Specific?

Header Ads

Suburra, czyli jak wyglądałaby współczesne BL u Szekspira?


Mafia, watykańskie ziemie, cyganie i brudna polityka, a na tle tego jeden Romeo z nożem i drugi Romeo z gnatem - taki obraz maluje przed nami "Suburra". Trzysezonowy włoski serial, w którym przeplatają się ze sobą mafijne interesy, deweloperski inwestycje, walki gangów i poświęcone pieniądze, to niby kolejna tego typu produkcja, ale nie do końca.

Wszystko zaczyna się w momencie, gdy Watykan decyduje się sprzedać część swoich ziem na wybrzeżu, a potencjalni kupcy zaczynają ostrzyć sobie na nie zęby. To rozpoczyna brudną rozgrywkę pomiędzy dwójką najważniejszych graczy - trzęsącym Rzymem Samurajem (Francesco Acquaroli) oraz Sarą Monaschi (Claudia Gerini) doradczynią Watykańską. Pierwszy ruch wykonuje Sara, zabierając księdza na orgię, z której przez nadmiar seksu i prochów wychodzi z zawałem. Ma pecha, bo właśnie wtedy trafia na serialowe główne trio: Aureliana (Alessandro Borghi) - księcia mafijnego rodu Adamich, Spadino (Giacomo Ferrara) - księcia cyganów, oraz Lele (Eduardo Valdarnini) - syna policjanta, a zarazem kochanka Sary i drobnego dilera, którego kontroluje Samuraj.



W normalnych okolicznościach ta trójka nie miałaby szans się dogadać, ale tym razem wyczuli świetny materiał do szantażu i co za tym idzie grube pliki pieniędzy z tacy, więc wbili w kardynała zęby i żaden z nich nie zamierzał puścić, więc połączyli siły. Jak to już w mafijnych serialach bywa, nie wniknęło z tego nic dobrego, ale przyznaję, że pierwszorzędne było oglądanie jak ich układ Romeo-Romeo-upośledzony Lele, musi znosić rodzinne spory, konflikty interesów i przelewaną wzajemnie krew. A wierzcie mi, to jak oni w tym trzyosobowym związku przelewają krew członków swoich rodzin, jest w pewnym momencie mocno Szekspirowskie. W sumie właśnie tak wyobrażam sobie współczesną BL-kę napisaną przez Szekspira (spróbujcie teraz obejrzeć "Suburrę" mając to w głowie, a jeszcze mi za to podziękujecie!). 

I może jestem trochę (może trochę więcej niż trochę) przesiąknięta BL, ale to właśnie relacja między Spadinem i Aurelianem była moim ulubionym elementem serialu. Pewnie dlatego, że po raz pierwszy miałam do czynienia z romantycznym uczuciem pomiędzy gangsterami w europejskim kinie (ale raczej nie często zabieram się za europejskie kino, więc trudno mi powiedzieć, czy jest to taki płatek śniegu, jak mi się wydaje). I teraz fun fact dla wszystkich homofobów (chociaż mam nadzieję, że ich tu nie ma) - serial polecił mi brat dresiarz, który jeszcze dwa miesiące wcześniej przyszedł do mnie się pożalić na zakończenie "Piratów", so... Pokuszę się o stwierdzenie, że nawet obiektywnie patrząc, jest to naprawdę fajna relacja balansująca na granicy bromance'u i Boys Love, i co zaskakujące było dość zabawne, gdy patrzyło się na to z boku, ale to akurat duża zasługa głównych bohaterów, którzy są rewelacyjnie wykreowani.

Przyznaję bez bicia, że straciłam głowę zarówno dla Aurealiano, jak i dla Spadino. Zacznijmy od tego pierwszego, który przeszedł chyba największą metamorfozę na przestrzeni trzech sezonów. Uwielbiam jego styl - najpierw takiego typowego Sebixa, który wbił sobie do głowy, że duma oznacza bycie dzikusem latającym z bronią, a później pewnego siebie księcia po przejściach, który nie pierdoli się w tańcu, tylko bierze, co chce, jednocześnie pamiętając, co jest najważniejsze. Zdecydowanie typ bad assa, którego nie sposób nie lubić.
Z kolei Spadino jest trochę, jak szczeniak cierpiący na permanentny zaciesz. To wręcz urocze, jak wszystko go bawi, a dodając do tego cygańską manierę niemal żywcem wyrwaną z kreacji aktorskich Johnny'ego Deppa, staje się pewne, że będzie ulubieńcem każdego. Nazwijcie mnie skrzywioną, ale lubię gdy fikcyjni przestępcy czerpią frajdę ze swojej pracy. Na to po prostu miło się patrzy... przynajmniej gdy jest się skrzywionym, a gdyby ktoś był ciekaw, to scena z sauną jest moją ulubioną - płakałam ze śmiechu!


Mówiąc o "Suburrze" nie sposób nie pochwalić również tego, jak serial został nakręcony. Samo oglądanie wiecznego miasta jest zawsze na plus, a dodając do tego kontrast między poszczególnymi lokalizacjami, jak choćby odrapanymi budynkami i nagłym przeskokiem do opływających złotem wnętrz, to uczta dla oczu. A ścieżka dźwiękowa? Napiszę tak: nie myślałam, że przepadnę dla włoskiego rapu, ale kawałki Piotty na stałe zagościły na mojej playliście. I chyba nie tylko mnie się podobało, bo lektor Netflixa zdecydował się śpiewać razem z Piottą... Mnie nie pytajcie, nie wiem, co się tam wydarzyło.

Jeśli szukacie dobrego serialu na Netflixie, to zdecydowanie warto sprawdzić "Suburrę". Mnie osobiście pierwsze odcinki nie porwały, ale nim się obejrzałam, bawiłam się świetnie! Przy okazji włoski serial był miłą odmianą dla amerykańskich i azjatyckich produkcji, bo choć wiele rzeczy było dość przewidywalnych, to równie wiele szczegółów stanowiło dla mnie powiew świeżości.

Pamiętajcie, by wpaść na Facebooka, gdzie serialowe marudzenie pojawia się częściej!

Ps. W roli wyjaśnienia: Prawdziwych bandytów np. takich jak mamy w rządzie, bardzo nie lubię. 
***** ***

Prześlij komentarz

0 Komentarze