Gdy stajemy się sławni, przeważnie jest to skutkiem naszych świadomych decyzji, najczęściej przez to, że decydujemy się obrać drogę kariery, która wiążę się ze staniem w blasku fleszy i lądowaniem na pierwszych stronach brukowców. Decydujemy się zostać piosenkarzem, politykiem, aktorem czy seryjnym mordercą, ale co mają powiedzieć ci, którzy zostali zmuszeni do błyszczenia ich odbitym blaskiem?
Luc jest synem przebrzmiałej gwiazdy rocka, która nie dość, że go porzuciła, to jeszcze miała czelność znów wrócić do show-biznesu. Dla Luca, który nie wybrał sobie ani ojca, ani jego sławy, oznacza to, że każda jego pomyłka trafi do mediów. Podbija do niego przystojniak w klubie? Miejcie pewność, że to dziennikarz! Przewróci się na ulicy i pismaki już się rozpisują, jak to pijany/naćpany ląduje w rynsztoku. Jakby tego było mało, jego publiczny wizerunek przekłada się zarówno na życie osobiste, jak i pracę, co ostatecznie doprowadza do szukania w trybie pilnym chłopaka, który ociepliłby jego wizerunek. I tu pojawia się Olivier - sztywny adwokat z rzeźbą spod dłuta Michała Anioła, ale tego ostatniego Luc dowiaduje się, dopiero gdy Olivier ściąga ubranie, a wcześniej... cóż... powiedzmy, że raczej byłaby to ostatnia osoba, którą wybrałby na swojego udawanego faceta. Problem w tym, że dużego wyboru nie miał. Chociaż to i lepiej.
"Materiał na Chłopaka" to prosta, nieskomplikowana książka pełna nieistotnych wątków pobocznych, ale zorientowałam się dopiero po przeczytaniu i zdecydowanie nie mam o to żalu. Potrzebowałam takiego romansu z wyważoną ilością dramatów, które nie powodowały, że miałam ochotę zbić autora za znęcanie się nad bohaterami, którym kibicowałam. Wystarczyło, że chłopcy sami w sobie byli tak uroczo popaprani przez swoją przeszłość, że teraźniejszość mogła być już dla nich łaskawa i pozwoliła im leczyć swoje rany. Chociaż w tym ostatnim aspekcie czułam niedosyt. O ile zebranie się do kupy przez Luca miało sens i ostatecznie było widoczne, tak przy Olivierze autorka machnęła ręką na zasadzie "jakoś to będzie, czytelnicy wierzący, że miłość wszystko naprawia, dopowiedzą sobie resztę". Niestety ja nie lubię sobie dopowiadać. Chciałabym móc o tym przeczytać, zwłaszcza że Olivier wydawał mi się mieć poważniejszy problem psychiczny, niż Luc i bagatelizowanie tego jest po prostu niefajne.
Skoro już ponarzekałam, przejdźmy do przyjemniejszych rzeczy. O dziwo będą nimi wspomniane nieistotne wątki poboczne, bo chociaż zakochałam się w głównych bohaterach i ich dziwnej relacji, to niemal równie mocno ciekawiło mnie choćby, co znów przydarzy się w wydawnictwie Bridget, bo jej praca naprawdę przypomina walkę z żywiołem. Mocno przyzwyczaiłam się też do codziennych żartów w biurze Luca, a raczej reakcją jego współpracowników, którzy byli chyba najbardziej przerysowanymi postaciami w historii literatury. Poważnie, jeśli gdzieś na świecie żyją ludzie pokroju Alexa (tego nie da się opisać słowami, więc musicie przeczytać, by zrozumieć, jaki typ mam na myśli), to dajcie mi znać i umieśćcie ich w specjalnym rezerwacie, dopóki nie przybędę! Właściwie, gdyby się nad tym głębiej zastanowić Alexis Hall przerysowała wszystkie stworzone przez siebie postacie. Każda z nich jest skrajna na swój sposób i poza główną dwójką, raczej nie ma większej głębi, ale w romansach to chyba nikomu nie przeszkadza, a przynajmniej nie, dopóki książka bawi, wciąga i świetnie się ją czyta! Pierwsze trzysta stron pochłonęłam w mgnieniu oka i pewnie pożarłabym całą książkę, gdyby za oknem już nie zaczynało świtać. Czujcie się ostrzeżeni.
Po "Red, White & Royal Blue" Casey Mcquiston, "Materiał na chłopaka" jest idealną książką. Znów mamy parę, której losem interesują się gazety, choć w tym przypadku na znacznie mniejszą skalę. Przy okazji warto wspomnieć, że tym razem orientacja seksualna nie jest dla nikogo problemem, więc nie przerabiamy wątków z coming outem, za to poruszona została kwestia reakcji pseudotolerancyjnych osób na niezbyt "dobrego geja". Niestety lub stety, Lucowi daleko do "dobrego geja", czyli ułożonego, słodkiego i trzymającego się heteroseksualnych standardów. Przyznaję, ta kwestia była dość ciekawa.
Jeśli czegoś się nauczyłam, to tego, że BLki działają świetnie, gdy macie książkowstręt i "Materiał na Chłopaka" jest na to kolejnym dowodem. W ostatnim czasie nie mogłam się zabrać nawet za kontynuacje książek, które uwielbiam, a tu proszę - w jeden dzień pochłonęłam całość! Dlatego śmiało polecam, bo to naprawdę niezła, lekka i niewymagająca lektura, która zapewnia dobrą rozrywkę.
Luc jest synem przebrzmiałej gwiazdy rocka, która nie dość, że go porzuciła, to jeszcze miała czelność znów wrócić do show-biznesu. Dla Luca, który nie wybrał sobie ani ojca, ani jego sławy, oznacza to, że każda jego pomyłka trafi do mediów. Podbija do niego przystojniak w klubie? Miejcie pewność, że to dziennikarz! Przewróci się na ulicy i pismaki już się rozpisują, jak to pijany/naćpany ląduje w rynsztoku. Jakby tego było mało, jego publiczny wizerunek przekłada się zarówno na życie osobiste, jak i pracę, co ostatecznie doprowadza do szukania w trybie pilnym chłopaka, który ociepliłby jego wizerunek. I tu pojawia się Olivier - sztywny adwokat z rzeźbą spod dłuta Michała Anioła, ale tego ostatniego Luc dowiaduje się, dopiero gdy Olivier ściąga ubranie, a wcześniej... cóż... powiedzmy, że raczej byłaby to ostatnia osoba, którą wybrałby na swojego udawanego faceta. Problem w tym, że dużego wyboru nie miał. Chociaż to i lepiej.
"Materiał na Chłopaka" to prosta, nieskomplikowana książka pełna nieistotnych wątków pobocznych, ale zorientowałam się dopiero po przeczytaniu i zdecydowanie nie mam o to żalu. Potrzebowałam takiego romansu z wyważoną ilością dramatów, które nie powodowały, że miałam ochotę zbić autora za znęcanie się nad bohaterami, którym kibicowałam. Wystarczyło, że chłopcy sami w sobie byli tak uroczo popaprani przez swoją przeszłość, że teraźniejszość mogła być już dla nich łaskawa i pozwoliła im leczyć swoje rany. Chociaż w tym ostatnim aspekcie czułam niedosyt. O ile zebranie się do kupy przez Luca miało sens i ostatecznie było widoczne, tak przy Olivierze autorka machnęła ręką na zasadzie "jakoś to będzie, czytelnicy wierzący, że miłość wszystko naprawia, dopowiedzą sobie resztę". Niestety ja nie lubię sobie dopowiadać. Chciałabym móc o tym przeczytać, zwłaszcza że Olivier wydawał mi się mieć poważniejszy problem psychiczny, niż Luc i bagatelizowanie tego jest po prostu niefajne.
Skoro już ponarzekałam, przejdźmy do przyjemniejszych rzeczy. O dziwo będą nimi wspomniane nieistotne wątki poboczne, bo chociaż zakochałam się w głównych bohaterach i ich dziwnej relacji, to niemal równie mocno ciekawiło mnie choćby, co znów przydarzy się w wydawnictwie Bridget, bo jej praca naprawdę przypomina walkę z żywiołem. Mocno przyzwyczaiłam się też do codziennych żartów w biurze Luca, a raczej reakcją jego współpracowników, którzy byli chyba najbardziej przerysowanymi postaciami w historii literatury. Poważnie, jeśli gdzieś na świecie żyją ludzie pokroju Alexa (tego nie da się opisać słowami, więc musicie przeczytać, by zrozumieć, jaki typ mam na myśli), to dajcie mi znać i umieśćcie ich w specjalnym rezerwacie, dopóki nie przybędę! Właściwie, gdyby się nad tym głębiej zastanowić Alexis Hall przerysowała wszystkie stworzone przez siebie postacie. Każda z nich jest skrajna na swój sposób i poza główną dwójką, raczej nie ma większej głębi, ale w romansach to chyba nikomu nie przeszkadza, a przynajmniej nie, dopóki książka bawi, wciąga i świetnie się ją czyta! Pierwsze trzysta stron pochłonęłam w mgnieniu oka i pewnie pożarłabym całą książkę, gdyby za oknem już nie zaczynało świtać. Czujcie się ostrzeżeni.
Po "Red, White & Royal Blue" Casey Mcquiston, "Materiał na chłopaka" jest idealną książką. Znów mamy parę, której losem interesują się gazety, choć w tym przypadku na znacznie mniejszą skalę. Przy okazji warto wspomnieć, że tym razem orientacja seksualna nie jest dla nikogo problemem, więc nie przerabiamy wątków z coming outem, za to poruszona została kwestia reakcji pseudotolerancyjnych osób na niezbyt "dobrego geja". Niestety lub stety, Lucowi daleko do "dobrego geja", czyli ułożonego, słodkiego i trzymającego się heteroseksualnych standardów. Przyznaję, ta kwestia była dość ciekawa.
Jeśli czegoś się nauczyłam, to tego, że BLki działają świetnie, gdy macie książkowstręt i "Materiał na Chłopaka" jest na to kolejnym dowodem. W ostatnim czasie nie mogłam się zabrać nawet za kontynuacje książek, które uwielbiam, a tu proszę - w jeden dzień pochłonęłam całość! Dlatego śmiało polecam, bo to naprawdę niezła, lekka i niewymagająca lektura, która zapewnia dobrą rozrywkę.
Powinnam Wam zaproponować śledzenie mojego instagrama, bo tam są same książki, ale na Fb jest fajniej, więc...
Ps. U mnie BLki, a co u Was sprawdza się idealnie, by przerwać złą passę czytelniczą?
0 Komentarze