Nie pamiętam, kiedy ostatnio napisałam recenzję książki, ale chyba tak to już jest, że po długiej przerwie do napisania opinii zmuszają człowieka dwa przypadki — książki wybitne lub tragiczne. "Kingdom of Villains" do tych pierwszych zdecydowanie się nie zalicza. W zasadzie nawet się tego nie spodziewałam, gdy znajoma powiedziała, że na rynku wydawniczym pojawił się erotyk ze smokiem. Spodziewałam się za to, że będzie to przynajmniej zabawne. Spoiler: nie było.
W "Kingdom of Villains" mamy dwa królestwa fae - Jasny Dwór i Mroczny Dwór. Akcja zaczyna się w Jasnym Dworze, który jest najdziwniejszym fikcyjnym królestwem, jakie miałam okazję dotąd poznać. Jest w nim czterech wartowników na krzyż, lochy z niesamowicie groźnym więźniem są przez nikogo nie pilnowane, a klucz sobie wisi tak o, dostępny dla wszystkich przechodniów. Dworska etykieta kompletnie nie istnieje, służba mówi z pogardą o jedynej księżniczce w królestwie, a ta lata sobie bez dam dworu boso, jakby była córką Cejrowskiego. Dworzanie istnieją tylko wtedy, gdy autorka musi nagle zmaterializować dziki motłoch z pochodniami i w zasadzie mają dwie komórki mózgowe na całą grupę. I uprzedzając: fantastyka i zmyślone królestwa oczywiście rządzą się własnymi prawami, ale niech ten cudowny gatunek nigdy nie będzie wymówką dla autorów, by nie robić podstawowego researchu, zwłaszcza jeśli dotąd monarchię widzieli jedynie w "The Royals", bo wychodzi totalna bzdura, od której boli głowa.
No dobrze, kreacja świata leży i woła o pomstę do nieba, ale może chociaż bohaterowie się udali? Nope. Fia, czyli nasza główna bohaterka początkowo nawet wydawała się sympatyczna. Ratowała brzydkie zwierzaczki i sprawiała wrażenie pełnej luzu (ale to chyba przez to, że w tym przedziwnym królestwie wychowywały ją jakieś wiewiórki, bo niani, guwernantki, czy damy dworu tam nie uświadczycie), ale dość szybko te miłe odczucia wyrzuciłam przez okno. Fia jest fleją. Ciągle chodzi upaprana, rozczochrana, brudna i bosa (pamiętacie, że to miał być erotyk? Jeśli tak jak ja, nie macie mysofilli, czyli fetyszu, w którym bodźcem seksualnym jest brud, to życzę Wam powodzenia!), a jej tok myślenia przypomina bardzo rozchwianą emocjonalnie nastolatkę o dość niskiej błyskotliwości. Nawet inni bohaterowie nie mogą uwierzyć, jak ona jest...hmmm... nazwijmy to: niedomyślna.
A nasz główny bohater Smok? Właściwie pijący krew fae smok, który przemienia się jak wilkołak - serio, ja nie wiem, ile przeciwnych genów przodków się na niego nałożyło, ale zrobiłabym badania, żeby to ustalić, bo to zaiste fascynujące. W każdym razie wydaje się on trochę lepszy - zapewne przez to, że jego narracja i występy na scenie są znacznie rzadsze niż Fii. Niestety gdy ta dwójka się łączy, dostajemy masę powtarzających się w kółko dialogów. Ona jest zła, ale na niego leci. On na nią leci, ale ma wyrzuty sumienia i tak ciągle gadają o tym samym, aż człowiek ma ochotę zrobić lobotomie sobie i autorce.
Ale przecież to erotyk, więc co tam fabuła, kreacja świata, czy bohaterów! W erotykach liczy się chemia! A tej szukałam i szukałam, aż książka mi się skończyła. No nie znalazłam. Autorka napisałam nam wprost, że atmosfera między księciem i księżniczką jest duszna, ale problem w tym, że ni cholery tego nie czuję, a to nie było wyzwaniem, bo czytałam tę książkę w najbardziej upalny tydzień lipca i dosłownie z upału oddychać nie mogłam, a relacje między Fią i Colvinem w najlepszym razie mnie chłodziły, by nie napisać: brzydziły (pamiętacie, że nie mam mysofilli?).
Mogłabym napisać, że styl jest przystępny, ale to niestety za mało, gdy wciąż trafiało się na zdania typu "Narlowy zamarły, ale nie zaprzestały ucztowania" czy "zostały z niego kości i mięso", od których podczas czytania spadło mi IQ. Chyba jedyną zaletą tej książki i tego romansu jest to, że w zasadzie odbywał się za zgodą obu stron, wszyscy byli pełnoletni i ze sobą niespokrewnieni. Tylko ta cienka granica, która ostatnio w książkach jest zbyt często przekraczana i – co gorsza – romantyzowana i normalizowana (Drodzy Autorzy i Wydawcy, opanujcie się i nie przekraczajcie granic, upowszechniając w erotykach/romansach zachowania, które w normalnym świecie są karanymi prawnie przestępstwami!), uchroniła "Kingdom of Villians" przed oceną 1/10.
Ps. Oby następnym razem do napisania recenzji zmusiła mnie dobra książka.
0 Komentarze