Jaki obraz osoby podsuwa Wam wyobraźnia, gdy słyszycie "Dziewczyna w różowym"? Cóż... czytacie Różowego Bloga, na którym zdecydowanie zbyt często pisała o zombie, żebyście mi tutaj wyskakiwali ze stereotypami, ale wierzę, że wciąż można znaleźć wiele osób, które jeszcze się nimi kierują. I w zasadzie o tym jest ta książka.
Klamka — blondwłosa nastolatka w różowej sukience — jest świadoma tego, jak ją widzą inni. Tak, zdecydowanie jest tego świadoma i niejednokrotnie musi się mierzyć z uprzedzeniami, ale niespecjalnie chce się do nich dostosować. Kocha żużel, uwielbia fizykę, włóczy się po opuszczonych budynkach i chcę iść na politechnikę, ale to nie oznacza, że miłość do różu odkłada na bok, byle tylko nikt nie uznał ją za infantylną. I wiecie co? Jestem zachwycona jej kreacją (zarówno w rozumieniu bohaterki, jak i tym ciuchem!). Dotychczas tak silne postacie kobiece z odwagą kroczące własną ścieżką i z ciętym językiem ripostujące ignorantów, kojarzyłam bardziej z fantastyką (ok, ok, może piszę to dlatego, że bardziej siedzę w tym gatunku), a tu proszę! Dostaliśmy taką nastolatkę z młodzieżówki! Przyznaję, polubiłam ją i kibicowałam jej, a wierzcie mi w YA częściej przewracam oczami. Ba! Nawet w "dorosłych" gatunkach aż się roi od infantylnych bohaterek, więc jeśli tak jak mnie, bolą już gałki oczne od ciągłego wywracania na wszystkie strony, to powinniście poznać Klamkę.
Postacie drugoplanowe też dają radę i mogłabym Wam tu opowiadać o tych imbecylach, którzy będą Was triggerować lub tych sympatycznych, które trochę to ukoją, ale skupię się na jednej, która najbardziej przykuła mój wzrok. Ojciec Klamki to postać, którą- poza Klamką - niby powinnam najlepiej rozumieć, bo to taki geek do kwadratu. Wydawca siedzący w fantastyce, wiecznie użerający się z ludźmi z branży i całkowicie pochłonięty konwentami, czyli teoretycznie osoba, która powinna podbić moje małe geekowskie serduszko. Tymczasem była to dla mnie najbardziej szokująca postać, której nie polubiłam. Gdybym nie wiedziała, jak niektórzy wydawcy są skrzywieni, uznałabym go za przerysowanego, a tak po prostu walczę ze sobą, próbując dojść do wniosku, czy bardziej jest mi przykro, że taka osoba została tu reprezentantem, czy cieszyć się, że w końcu czytelnik został zmuszony do ściągnięcia różowych okularów, bo autorka odcięła się od romantyzowania tej branży. Chyba bardziej skłaniam się ku drugiej opcji.
Jak widać Joanna Rodosz demaskuje wiele stereotypów i to w "Dziewczynie w różowym" urzekło mnie najbardziej — na tyle, by objąć tę książkę patronatem. Niemniej to nie jedyne zalety! Styl pisania autorka ma zacny. Niby lekki, a jednak kąśliwy. Postacie kreuje barwnie. Najważniejsze jednak jest to, że wie, co chce przekazać. W blurbu możecie przeczytać, że ta powieść "to hymn na cześć wszystkich nastolatek, które nie pasują do wyznaczonych przez społeczeństwo ram" i potwierdzam, że wydawca nie kłamał. To młodzieżówka, którą chciałabym przeczytać, gdy byłam nastolatką. Jest ważna i zdecydowanie ją polecam!
0 Komentarze